piątek, 7 grudnia 2012

12 - Daj mi przestrzeń, daj powietrze, Chce to poukładać, nie wiem ile jeszcze.



   Otworzyła oczy. Nie była w swoim łóżku, ani w swojej sypialni. Czuła jego dotyk i ciało, przytulone do jej pleców, dłoń która obejmowała talię i brzuch.
 Wiedziała, że to co się stało w nocy było piękne, ale z drugiej strony męczyły ją wyrzuty sumienia. Kochała go i pragnęła od bardzo dawna. Nie znając prawdy, obstawiała że Davida poniosło, za bardzo brakuje mu żony czy po prostu bliskości z kobietą. Nie chciała byś w zastępstwie za Patricię.
 Chciała tego, ale wiedziała, że nie powinno to mieć miejsca. Delikatnie złapała za ciepłą dłoń Davida i tak by go nie zbudzić, zsunęła ją ze swojego ciała. Po woli podniosła się i spojrzała na mężczyznę. Spał, miarowo oddychając. Wyglądał słodko i tak bezbronnie. Delikatnie się uśmiechnęła i spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 5:30.
 Zabrała swoje rzeczy z sypialni Villi i wyszła. Wróciła do swojego pokoju. Wzięła świeżą bieliznę oraz ubranie, po czym poszła do łazienki, pod prysznic.
 Odkręciła kurek. Poleciał na nią strumień ciepłej wody. Przymknęła oczy i odchyliła głowę. Teraz w głowie miała tylko jedno wspomnienie, z dnia przed śmiercią jej ukochanej siostry.

  Tak jak zwykle, wieczorami gdy dziewczynki już spały, a David bywał na treningach, siedziały we dwie, najczęściej, degustując się dobrym winem. Tym razem siedziały w ciszy, na tarasie, na huśtawce.
 Mężatka czuła, że z dnia na dzień czuje się coraz gorzej, ale nie chciała martwić tym swojej wtajemniczonej siostry.
   - Ali, muszę coś powiedzieć, ale bardzo cię proszę, nie przerywaj mi. – zaczęła, a młodsza spojrzała na nią pytająco. – Znam twoje uczucia do Davida. – westchnęła, a Alita spojrzała na nią przestraszona. – Domyśliłam się już dawno. Przed ślubem tego nie widziałam, ale potem już tak. Mówiłaś, że to tylko przyjaciel i patrzyłaś na to wszystko. Wyobrażam sobie, jak to cię mogło ranić. Pierwsza go poznałaś i nawet rodzina przypuszczała, że to ty z nim będziesz. Pierwsza i nawet lepiej wpasowałaś się w jego towarzystwo, a przyjaciele cię pokochali. Ja wróciłam z tourne z drużyną, poznałaś nas ze sobą i wtedy również i ja się w nim zakochałam. Zepsułam ci to. Przepraszam cię siostrzyczko. – mówiła, łamiącym się głosem.
   - Nie przepraszaj mnie! Na początku było mi z tym źle, ale nie mam do ciebie o to żalu. Sama wiesz, że miłość nie wybiera.
   - Alita, obiecaj mi jedno. – mówiła ciszej. – Nie wyobrażam sobie nikogo innego, niż ciebie przy boku Davida gdy umrę.
   - Patricia! Nie umrzesz, słyszysz! Nie wolno ci tak mówić i myśleć. – ożywiła się dziewczyna, a jej starsza siostra gorzko się zaśmiała.
   - On cię potrzebuje i na swój sposób kocha. Zaida i Olaya kochają i traktują cię jak drugą matkę. Chcę żebyście wszyscy byli szczęśliwi.
   - Nie mów tak, proszę cię. – w oczach młodszej Gonzalez pojawiły się łzy.
   - Nie płacz. – przytuliła ją do siebie. – Będziesz matką dla moich córek i zawalczysz o Guaje, rozumiesz?
   - Obiecuję, że zajmę się dziewczynkami, ale twojego miejsca u boku Davida nie zajmę.
   - Kochasz go i zawalczysz o jego serce. Będę wam kibicować, tam z góry.

  Nie powstrzymała łez. Oparła się o ściankę i zsunęła się po niej, siadając w brodziku. Łzy i płynąca woda rozmazały jej wczorajszy makijaż. Szum wody zagłuszał jej łkanie. Czuła się rozdarta od środka. Nie wiedziała co ma robić.

 Wybiła godzina 6:30 kiedy stanęła przed drzwiami mieszkania przyjaciela. Zadzwoniła kilka razy i zapukała. W końcu jej otworzył, zaspany i w piżamie. Przepuścił ją w progu, przecierając oczy. Weszła do środka i zajęła miejsce w fotelu, przyciągając do siebie kolana.
   - Alita, co się stało? – usiadł naprzeciw i spojrzał na nią z niepokojem. Nie odpowiedziała, ale zauważył, że w jej oczach pojawiają się łzy. Coś się musiało wydarzyć, jeżeli przyszła do niego i tak wczesnej porze i w takim stanie. – Ali. – złapał ją za dłoń.
   - Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała przez łzy.
   - Ósmego w samo południe.
   - Jadę z tobą. – odpowiedziała nagle.
   - Co się stało? – ponowił pytanie, biorąc do ręki szklankę z sokiem, stojącą wcześniej na blacie stolika.
   - Przespałam się z nim. – odpowiedziała, przygryzając dolną wargę by powstrzymać kolejne łzy. Prawie zadławił się sokiem, słysząc jej słowa.
   - Z Davidem? – otworzył szeroko oczy.
   - Nie, ze świętym Mikołajem! – odpowiedziała poirytowana.
   - A nie wolałabyś zostać i wyjaśnić sobie z nim wszystko? – zapytał.
   - Tylko, że ja się tego boję.
   - Czyli chcesz uciec?
   - Ja tak tego nie nazwałam. – oburzyła się.
   - Ale zauważ, że nic innego to nie jest. Z resztą jak chcesz. Jeszcze dziś zarezerwuję drugi bilet.
   - Dziękuję Beni. – przytuliła się do niego.

  Obudził go głos starszej córki. Otworzył oczy i ujrzał siedmiolatkę.
   - Tatusiu, gdzie jest ciocia? – zapytała, przeszywając go wzrokiem.  Po wspomnieniu przez córę o Alicie, natychmiastowo się zerwał. Rozejrzał się, ale nie było ani jej, ani jej rzeczy.
   - Nie ma jej u siebie w pokoju? – zapytał, zakrywając się kołdrą. Dziewczynka pokręciła głową. – Gdzie jest twoja siostra?
   - Na dole. – odparła Zaida.
   - Idź do niej żeby nie była sama, a ja zaraz do was zejdę, dobrze? – przetarł oczy. Mała kiwnęła głową i bez słowa wyszła z pokoju ojca. Wstał i ubrał się. Nie rozumiał dlaczego nigdzie nie był Ality. Zajrzał jeszcze do jej sypialni. Była pusta. Tylko na łóżku leżała jej wczorajsza, czerwona sukienka.
  Schodząc po schodach usłyszał dzwonek do drzwi i tupot córek, które biegły by otworzyć gościowi. Był to Reina, uśmiechnięty od ucha do ucha.
   - Witam moją ulubioną rodzinę. – śmiał się. – Przyszedłem oznajmić wam wspaniałą wiadomość, ale widzę, że brakuje tu jednej osoby. – rozejrzał się, a wtedy do domu weszła Alita, widząc wszystkich zebranych lekko się uśmiechnęła.
   - Ciocia! Gdzie ty uciekłaś? – od razu podbiegła do niej Olaya, a kobieta wzięła ją na ręce.
   - Nigdzie nie uciekłam. Chciałam coś załatwić. – odpowiedziała, całując dziewczynkę w nosek.
   - Okey, to mogę już powiedzieć, że trener pozwolił mi przedłużyć urlop i zostaję aż do ósmego. Więc będę mógł spędzić urodziny z moja chrześnicą. – zaśmiał się i wziął na ręce Zaidę.

   - Możemy porozmawiać? – zapytała, gdy byli w kuchni sam na sam, a Jose zabawiał dziewczynki w salonie. Villą skinął głową. – Postanowiłam, że jednak wyjadę do Angli z Benim. – wypowiedziała, a on zaskoczony na nią spojrzał.
   - Czy to ma związek z… - zaczął niepewnie, ale Alita od razu mu przerwała.
   - Nie, to nie ma z tym związku. – po części skłamała. – Postanowiłam to już wcześniej. Ktoś musi się zająć filią w Liverpoolu. – odpowiedziała nie patrząc na niego, bo wiedziała jeżeli to zrobi to się znów rozpłacze.

 Szósty grudnia. Tak jak co dzień, Reina z rana zameldował się w domu przyjaciela. Wspólnie wykonali telefon do Torresów, by zaśpiewać sto lat małemu Leo.
 Alita w końcu też powiedziała dziewczynkom o swoim wyjeździe. Obie próbowały stosować przeróżne argumenty, by ich ukochana ciocia została. Jednak po długim czasie przystanęły na tym, gdy po raz tysięcy Gonzalez przyrzekła, że codziennie będzie z nimi rozmawiać przez telefon lub Internet.
 Wieczorem, gdy dziewczynki już spały, a David pojechał na zakupy, związane z jutrzejszymi urodzinami Zaidy, Alita poszła do siebie i zaczęłam się już pakować. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.
   - Jose, myślałam, że pojechałeś z Guaje. – zreflektowała.
   - Chciałem porozmawiać z tobą. – oparł się o komodę. – Co ty najlepszego robisz?
   - Yyyy. Pakuję się?
   - To widzę, ale dlaczego wyjeżdżasz?
   - Jose, ty też?! Umówiliście się z Benim? Postanowiłam, że zajmę się filią naszego studia. To wszystko.
   - Alita, na pewno?
   - Tak Pepe! Wiem, że David wspaniale poradzi sobie z dziewczynkami, a Natalia z Fabianem już się zaoferowali, że w razie potrzemy mu pomogą. – odpowiedziała podirytowana już tym wszystkim. Hiszpan tylko westchnął, podszedł do niej i przytulił. Ucałował w czoło i wyszedł z jej sypialni. Ona rzuciła bluzkę na podłogę, którą trzymała w dłoni. Usiadła na skraju łózka i schowała twarz w dłoniach.

  Wieczór, siódmego grudnia. W domu panowała wrzawa, dziewczynki wariowały, rozbawiając zebranych dorosłych. Zaida przybiegała do wszystkich i przypominała ile już lat skończyła.
   - Weź ty mi ją tam pilnuj. – wyszczerzyła się Nat do Reiny.
   - Będę, będę. – zaśmiał się, nosząc chrześnice na barana.
   - I masz dzwonić! – blondynka zwróciła się do przyjaciółki.
   - Obiecałam to dziewczynkom, obiecam i tobie. – odwzajemniła uśmiech, podając kolejne klocki Oly.

   - Na pewno nie chcesz żebyśmy cię odwieźli? – zapytał, stojąc oparty o ścianę w korytarzu.
   - Nie, poradzę sobie. Z resztą już taksówka czeka, a z Jose i Benim umówiliśmy się na lotnisku. – odpowiedziała, ubierając kurtkę. Przykucnęła, by być na wysokości obu siostrzenic i spojrzała na nie. Pierwsza przytuliła się do niej Olaya.
   - Ale ciociu, nie możesz wyjechać, bo mam jeszcze jeden ar… agr… Tato, jak to się mówiło?! – wzburzyła się starsza.
   - Argument słonko. – uśmiechnął się David.
   - No właśnie, a jest nim to, że miałaś zostać naszą dobrą macochą! – zawołała i przytuliła ją na pożegnanie. – Ale wróć szybko, dobrze? – zapytała cienkim głosikiem i spojrzała na nią ze smutną minką.
   - Postaram się. – odpowiedziała i ucałowała obie w czubek głowy. – Muszę iść. – zmieszała się i wzięła swoja torbę. Miała już sięgać po walizkę, kiedy chwycił za nią David.
   - Pomogę ci. – zaoferował się. – Dziewczynki, zostańcie w środku, bo jest zimno. – zwrócił się do nich i wyszedł zaraz za Alitą. Spakował jej rzeczy do bagażnika taksówki i stanął przed nią. Żadne z nich nie wiedziało jak się zachować. Wykonał krok i po prostu ją przytulił. Ona zaciągnęła się jeszcze zapachem jego perfum, które chciała zapamiętać.
 Czuł, że musiał to zrobić. Nie wiedział kiedy znów ją zobaczy. Chwycił za jej podbródek i odchylił ku górze. Delikatnie musnął jej usta.
   - Trzymaj się. – szepnął i otworzył jej tylne drzwi pojazdu, patrząc na nią z nadzieją, że może jeszcze jednak zrezygnuje. Ona spuściła wzrok i wsiadła to samochodu.
   - Na lotnisko proszę. – zwróciła się do kierowcy. 
____________________________________________
Co ode mnie? 
  Feliz Cumpleanos Zaida Villa ♥

poniedziałek, 3 grudnia 2012

11 - Teraz wiesz czemu tak się boję, Kiedy znów nie ma mnie przy Tobie



   Minął jakiś czas. Alita i Beni stali się przyjaciółmi, ufali sobie, znali swoje największe tajemnice, którymi były złamane serca.
 Przyjaźnili się. Wszyscy myśleli, że będą lub już są razem. Jednak pozory myliły. Byli po prostu dobrymi przyjaciółmi.
 Co się działo z innymi? Jose i Nando wrócili do Liverpoolu i Chelsea, w spokoju żyjąc ze swoimi rodzinami. Xavi nadal w Barcelonie, a Natalia postanowiła również tu zostać. Widać było, że to co połączyło ich z Fabianem było silne. Zamieszkali razem.
 A co w domu Villi? Ciągle to samo. Dziewczynki, dom, piłka, fotografia…

3 miesiące później.

Trzeci, grudniowy dzień. Alita, tak jak obiecała siostrzenicą, wcześnie je obudziła. Wzięły, przygotowany, mały tort z jedną, symboliczną świeczką na nim. Dziewczynki chwyciły do rączek, przygotowane przez siebie laurki dla ojca. Weszły cicho we trzy do sypialni pana domu. Spał słodko, skierowany do drzwi, okryty białą kołdrą do pasa, z odkrytym nagim torsem.
 Dziewczynki spojrzały na ciotkę, a ta z uśmiechem na ustach wskazała na ich śpiącego ojca. Obie wspięły się na łóżko i stanęły nad nim. Jednocześnie, rozbawione wskoczyły na niego, fundując mu szokującą pobudkę. Przestraszony się zerwał, nie wiedząc co się dzieje dookoła.
   - Sto lat, tata! – zawołała trzylatka.
   - Wszystkiego najlepszego. – uśmiechnęła się Zaida. Wręczyły ojcu laurki i się do niego przytuliły.
   - Moje, małe kochane! – uśmiechnął się szeroko i obie ucałował w czubek głowy.
   - Teraz pozwólcie tacie pomyśleć życzenie i zdmuchnąć świeczkę. – zaśmiała się Alita, siadając na rogu łóżka.
   - A no właśnie. Miejsce dla solenizanta. – zaśmiał się i podniósł. Dziewczyna podsunęła do niego tort, a ten udał zamyśloną minę. – No więc, moim życzeniem niech będzie… - ucichł i zdmuchnął mały płomień.
   - Tatusiu, o czym pomyślałeś? – zapytała Oly.
   - A to tajemnica. – uśmiechnął się i pogładził obie po ciemnych włosach. – A teraz czasem nie zaczynają się wasze bajki? – uśmiechnął się do nich, wskazując na elektroniczny zegarek, stojący na obok nocnej lampki.
   - Faktycznie! Oly, idziemy do salonu, oglądać bajki! – zawołała przejęta Zaida i obie wybiegły z sypialni.
   - Uważajcie na schodach! – krzyknęła za nimi Anlita, odkładając talerz z tortem na szafkę obok łózka.
   - Jak ten czas szybko leci… - rozciągnął się, a dziewczyna, patrząc na niego się zaśmiała.
   - Ja też dla ciebie coś mam. – wyjęła z dużej kieszeni swojego zielonego, puchatego szlafroka niebieckie kartonowe pudełeczko, owinięte czerwoną wstążką. Były to perfumy, których David używał od lat, a akurat teraz, aktualna buteleczka mu się kończyła.
   - Dziękuję. – podciągnął się i pocałował ją w policzek, ale po woli przekręcając głowę, niby przypadkiem natrafił na jej usta. Delikatnie i niepewnie musnął je swoimi wargami. Ona nie zareagowała, była w za dużym szoku. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Alita się zerwała i tłumacząc się z poplątanym językiem, że pójdzie otworzyć.

     Siedziała z podpartą głową na dłoni, opartej na łokciu. Siedziała na przeciw swojego przyjaciela, który o czymś opowiadał. Nie słuchała go. W głowie ciągle miała poranek.
   - Hej, ziemia do Ality! Słychać mnie tu z dołu? – zaśmiał się Beni, machając jej dłonią przed oczami.
   - Achh. Przepraszam, ale się zamyśliłam.
   - Właśnie widzę. – westchnął. – Co się dzieje?
   - Nie, nic. – przewróciła oczami.
   - To może powiesz co w pracy? – zapytał.
   - Też nic ciekawego. Szefowa ostatnio otworzyła kolejną filię naszego studia, w Liverpoolu, pomimo tego, że jedną ma już w Bristolu i narzeka na tamtejszych pracowników. Mówi, że najchętniej wysłałaby kogoś tam z naszego studia w Barcelonie, ale każdy ma tu swoją rodzinę. – odrzekła.
   - A teraz nie myśl, że tak łatwo odpuściłem, zmieniając temat o pracy. Mów, co jest? Przez większość spotkania byłaś nieobecna i zamyślona, więc teraz słucham. – spojrzał na nią przenikliwie, upijając kolejny łyk swojej kawy.
   - No, bo… - zaczęła nerwowo składać serwetkę. – Poczułam się jakbym zdradzała siostrę. W końcu to jej mąż. – wydukała. – Pocałował mnie. – dodała, spoglądając na kawiarniany stolik.
   - Wow. – jedyne co z siebie wydał. – Ale nie zapominajmy, że raczej już nie jest, a był. – ciągnął dalej Beni.
   - Ale nadal to pozostaje dziwne. – westchnęła.
   - To jedź ze mną do Liverpoolu. – rzucił.
   - Co? Czemu akurat tam?
   - Dostałem propozycję zaplanowania i naszkicowania domu takiego jednego milionera. Chyba to przyjmę. Miałbym już tam mieszkanie. Oderwę się trochę od Hiszpanii i ciągłej myśli o Elenie, przynajmniej taką mam nadzieję. – ciągnął. – Jeżeli chcesz, zapraszam. – dodał.
   - Dzięki Beni, zastanowię się nad tym. – wymusiła na sobie lekki uśmiech.

   Siedzieli w ciszy, wbici w dwa kąty kanapy, z nogami wyłożonymi na stoliku przed nimi. W pomieszczeniu panował półmrok, a światło dawał jedynie ekran telewizora, nastawiony na jakiś denny film, który oglądali.
   - Zastanawiam się nad wyjechaniem na chwilę do Anglii. – przerwała ciszę, a ten utkwił w niej swój wzrok. Nie rozumiał jej.
   - Dlaczego?
   - Trzeba ustawić do pionu filię naszego salonu fotograficznego, a poza tym Beni przez chwilę będzie tam pracował. – odpowiedziała, próbując na niego nie patrzeć.
   - Okey, nie zatrzymuję cię. – odpowiedział, ale nie chciał tego. Nie chciał żeby wyjeżdżała. Nie wyobrażał sobie tego, jak będzie gdy wyjedzie. Zawsze tu była, a teraz jeszcze bardziej potrzebował jej obecności i bliskości, i to też nie z powodu tego, że został wdowcem.
  Po chwili rozległo się ciche pukanie do frontowych drzwi i bez oczekiwania na jakąkolwiek odpowiedź, do domu weszło dwóch mężczyzn.
   - Jeeeny! – usłyszeli dobrze znany im męski głos. – Dziś są urodziny naszego Guaje, a tu jak w grobowcu! – dorzucił.
   - Ciszej, bo dziewczynki śpią! – skarciła go na samym początku dziewczyna. – Ale Jose, co ty robisz w Barcelonie? – zaśmiała się, wstała i przytuliła przyjaciela.
   - Przyjechałem specjalnie wyciągnąć was sprzed telewizora i zabrać do jakiegoś klubu, na przykład. – zamyślił się, ściskając dłoń Davida.
   - Pepe, no ale… - zaczął Villa, ale przerwał mu ten drugi, Xavi.
   - No przestańcie, udało mu się mnie wyciągnąć z domu, to wy też idziecie. – powiedział jak najbardziej poważnie.
   - Ale nie zostawimy samych dziewczynek. – wtrącił David.
   - To nie problem, za chwilę będzie tu moja kuzynka. Ma u mnie torchę tych przysług do odrobienia, więc posiedzi tu sobie. Zaida z Olayą śpią, więc nie ma o czym mówić. – przekonywał Pepe.
   - A jeżeli się obudzą i nie będzie nikogo kogo znają? – martwiła się Alita.
   - Ali, proszę! Nie obudzą się. - uśmiechnął się szeroko. – Jeżeli zaraz nie pobiegniecie na górę się przygotować, to obiecuję, skutecznie wam pomogę! – przewrócił oczami Jose.
   - No już, już! A my poczekamy na kuzynkę Jose. – dorzucił Hernandez, wskazując, że mamy zmykać na górę.

Stanęła przed szafą i przyglądała się swoim ubraniom, wiszącym na wieszakach. Wymyślili sobie klub… Okey, można świętować urodziny Guaje, ale od razu w klubie? Dziewczyna rozmyślała nad tym czy to nie jest wbrew żałobie po siostrze, ale Pepe i Xavi nie uznaliby jej obrony. Westchnęła i wyjęła z szafy czerwoną sukienkę z rękawem ¾, sięgającą mniej więcej do połowy ud. Czarne szpilki, torebka i dodatki. Makijaż i była gotowa.
 Wyszła z pokoju, gdy David również wychodził ze swojego. Miał na sobie ciemne jeansy i białą koszulę, z rozpiętym pierwszym guziczkiem, a w powietrzy unosił się zapach perfum, które dziś od niej dostał.

   - Stary, ja nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. – powiedział, upijając łyk piwa, siedząc przy ich stoliku i co chwila spoglądać na Alitę, tańczącą z Reiną.
   - Może po prostu przez ten cały czas byłeś z nie tą Gonzalez? – zapytał nagle Xavier, a Villa zmierzył go wzrokiem.
   - Ale ja nie żałuję tego co się stało, kochałem Patricię, mam z nią dwie wspaniałe córki, ale wiem, że czuję coś też do Ality. To jest serio zagmatwane. Przez ten cały czas ona tu była, a gdy powiedziała, że chce wyjechać z Munizem, to coś mnie zakuło. Nie chcę żeby wyjeżdżała, a szczególnie teraz, gdy uświadomiłem sobie, że nie jest mi obojętna. Do jasnej cholery, ona zawsze była dla mnie kimś ważnym, a nie zauważałem tego, będąc z Pattie. Gdy choć na chwilę wyjeżdżała gdzieś z Barcelony, to tak było cicho i przyznaję, że wszyscy w domu tęskniliśmy. Przecież ona więcej czasu spędzała u nas, niż w swoim własnym mieszkaniu. – uśmiechnął się pod nosem.
   - David, jeżeli nie chcesz żeby wyjeżdżała, zrób coś. – powiedział inteligentnie pomocnik Blaugrany. Skinął głową, dopił do końca piwo i ruszył w kierunku tańczącej pary.
 Odbił przyjacielowi dziewczynę i oboje uśmiechnięci tańczyli dalej. Melodia się zmieniła, a ich pozycja również. David położył dłonie na jej talii, a ona objęła go za szyję. Mieli wrażenie jakby lekko czuli się niezręcznie. On przysunął swoje czoło do jej i spojrzał w oczy. Czuli swoje miarowe oddechy. Dziewczyna przygryzła swoją dolną wargę. Nie mógł się już powstrzymać, przysunął ją bardziej do siebie i wbił swoje wargi w jej. Trwali tak przez chwilę, bujając się w rytm muzyki. Nie czuli zahamowani, ciągle się całowali. W ich organizmach było już trochę alkoholu, ale nie na tyle, żeby nie móc się kontrolować, wręcz przeciwnie. Kierowały nimi emocje i uczucia.
 Melodia się skończyła, a z nią ich pocałunek. Dziewczyna spuściła wzrok, założyła kosmyk włosów za ucho i skierowała się do stolika, gdzie czekali Jose i Xavi.

  Wysiedli z taksówki. Mężczyzna zapłacił i wspólnie skierowali się do domu. W korytarzu, Alita od razu zdjęła swoje szpilki, o wiele bardziej wolała buty na niższym obcasie lub płaskie. David zdjął swój płaszcz i pomógł Alicie odwiesić jej. Stał za nią i gdy kobieta zrobiła krok w wejść w głąb domu, złapał ją za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Przyparł do ściany i spojrzał na jej pełne usta. Usłyszeli odchrząknięcie. Odskoczyli od siebie. W korytarzu stanęła młodziutka blondynka, kuzynka Reiny, która pilnowała Olayi i Zaidy.
   - Ja pójdę. – wzięła swój płaszcz z wieszaka. David zaczął wyjmować swój portfel żeby zrekompensować dziewczynie to, że tu siedziała. – Nie trzeba, mam to już ustalone z Pepe. – uśmiechnęła się przelotnie i ruszyła w stronę drzwi. – Miłej nocy. – rzuciła, mijając ich i wyszła. David zamkną za nią drzwi, odwrócił się i zobaczył Alitę, będącą ciągle w tym samym miejscu, podszedł i musnął ustali jej szyję. Usłyszał cichy jęk wydobywający się z jej gardła. Znów złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Spojrzał w jej oczy, przesuwając dłonią po zewnętrznej części jej uda, ciągnąc dalej po kręgosłupie. Spojrzał w jej oczy, widział w nich to samo co czuł on, pożądanie.
 Teraz ona zbliżyła się do niego i niepewnie musnęła jego usta. Objął ją i podsadził na komodę, stojącą w przedpokoju. Ona mocno oplotła go swoimi nogami i dalej się całując, wyszedł z nią na górę, kierując się do jego sypialni. W między czasie, rozsunął zamek sukienki na jej plecach. Gdy postawił ją na ziemi, obok łózka, zsunął ją z jej ramion. Stała przed nim w samej bieliźnie.
 Położył ją delikatnie na swojej połowie łóżka. Zaczęła rozpinać jego koszulę, w czym jej później pomógł. Przesunęła dłońmi po jego nagim torsie. Wtedy on zaczął zjeżdżać ze swoim pocałunkami niżej i niżej. Od szyi do podbrzusza i z powrotem.
  Tej nocy oboje się zapomnieli i zatracili. Nie interesowało ich nic. Tylko oni sami. Zachwycali się i napawali swoim dotykiem, bliskością i obecnością. 
______________________________________
Jeeest ! Wyrobiłam się z nim dzisiaj! Dlaczego akurat dziś?
 To wiadome ! 
 Davidzie Villa Sanchez, w dniu Twoich 31 urodzin pragnę złożyć ci najszczersze życzenia! Jesteś najlepszy i oby tak dalej! 100 Lat ! ♥

sobota, 17 listopada 2012

10 - Nie chcę znowu czuć tej pustki, jaką jest bez Ciebie świat.



   Siedziała na rogu łóżka najmłodszej siostrzenicy, pomagając jej się ubrać. Gdy była gotowa, usadziła ją obok siebie i zaczęła rozczesywać jej włosy, po czym związała je w dwa równe kucyki. Wtedy do pokoju wbiegła Zaida, roześmiana i chwaląc się, tym że sama zawiązała swoje buciki. Olaya była już gotowa. Zeskoczyła z łóżka i stanęła obok swojej starszej siostry. Wyglądały bajecznie. Obie miały na sobie śliczne bordowe spódniczki i klubowe trykoty z numerem na plecach, z którym gra ich ojciec oraz ich imiona.
   - No dobrze dziewczynki, wy jesteście gotowe, a w co ja się ubiorę? Hmm? – zaśmiała się, wstając.
   - Pomożemy ci wybrać! – zawołała Zaida, chwyciła młodszą siostrę za dłoń i pociągnęła za sobą. Przystanęła w progu, odwracając się. – No ciociu, na co czekasz? Chodź! – zarządziła. Alita zaśmiała się i ruszyła za dziewczynkami, które zmierzyła do jej sypialni. Starsza otworzyła jej szafę i przyjęła zamyśloną pozę, co strasznie zabawnie wyglądało. Alita podeszła i wyjęła swoje ciemne jeansy.
   - Może być? – zaśmiała się ich ciotka, a obie skinęły głową. – Tylko teraz coś na górę. – zamyśliła się.
   - Ja wiem! – krzyknęła Olaya i puściła się pędem na korytarz. Słychać było, że wpadła do któregoś z pokoi i po chwili wróciła z taką samą koszulką jak miały siostry. Panna Gonzalez wzięła ją od dziewczynki i podniosła do góry, rozkładając ją. Duży, żółty numerek 7, a powyżej niego jej imię.
   - Tata gdy wychodził chciał ci ją dać, ale byłaś wtedy w łazience ciociu. – wytłumaczyła Zaida.
   - W takim razie będę musiała podziękować waszemu tacie za nią. – puściła do nich oczko.

  Zaparkowała samochód na podziemnym parkingu, obok znajomego samochodu przyjaciela, który z rodziną czekał na nią. Kobieta wysiadła z samochodu i z uśmiechem przywitała się z Fernando, jego żoną i dzieciakami. Wtedy zabrała się za wypakowywanie Olayi z jej fotelika, bo Zaidą zajął się Torres. Dziewczynki od razu pognały przywitać się z Leo i Norą, którzy tylko czekali na przybycie małych panienek Villa.
   - Alita, jaką ty masz ładną koszulkę. – uśmiechnęła się Olalla, gdy Nando poszedł już z dziećmi w stronę wejścia na trybuny, a ta została z brunetką jeszcze na parkingu.
   - Dostałam od Davida. – odpowiedziała, wyjmując swoją torbę z samochodu po czym zamknęła go. – Gdzie zgubiliście resztę? – zapytała, idąc po woli i wyjmując swoją lustrzankę z torby.
   - Natalia, Fabian i Benito są już na trybunach, a dzieci uparły się by zaczekać obok samochodu na Oly i Zaidę. – odpowiedziała.
 Kobiety dogoniły piłkarza Chelsea, który sam dzielnie próbował okiełznać czwórkę małych potworków. Znaleźli swój sektor i dołączyli do będących już tam trójki. Alita usiadła obok Beniego, biorąc na kolana młodszą siostrzenicę.
   - Cześć. – uśmiechnęła się do chłopaka.
   - Witaj, to chyba nasze pierwsze spotkanie, gdzie na siebie nie wpadamy. – uśmiechnął się.
   - Racja. Beni, poznaj moje dwie kochane siostrzenice, to jest Olaya, a to Zaida, wskazała na dziewczynkę siedzącą na krzesełku obok.
   - Cześć dziewczynki, ja jestem Beni. – uśmiechnął się szeroko i podał obu dłoń, a ten z uśmiechem ścisnęły ją swoimi maleńkimi piąstkami.
   - O! Widzę wujka Xaviego! – zawołała Zaida, bo właśnie na boisko zaczęli wchodzić piłkarze obu drużyn, FC Barcelony i Realu Sociedad.  – Jest i tata! – prawie zapiszczała.

  Dziewczyna ciągle robiła zdjęcia, jak nie zawodnikom biegającym po murawie, to dzieciom, które bawiły się razem na ich trybunie. Przez pierwsze 40 minut żadna z drużyn nie zdołała zdobyć gola, pomimo ładnych akcji.
   - Wujku, dlaczego tata jeszcze nie strzelił gola? – Zaida stanęła przed Fernandem i zrobiła smutną minkę, na co wszyscy się uśmiechnęliśmy. Wtedy na boisku zaczęła się akcja Alba odebrał piłkę przeciwnikowi, podał do Iniesty, a ten do Xaviego, który znalazł wolne pole i kopnął do Messiego. Biegł już do bramki, kiedy przed nim, jakby znikąd pojawił się obrońca, szybko się rozejrzał i kopnął przed bramkę, a wtedy znalazł się tam Guaje, który skończył akcję pięknym golem w 45 minucie spotkania. Wszyscy szaleli ze szczęścia.
   - Zaida! Ty wykrakałaś tego gola! – zawołał Beni, a my się roześmialiśmy. Widać było, że po tych słowach dziewczynka była raczej z siebie zadowolona.
  Przerwa minęła szybko, a po niej gol wyrównujący dla gości. Ale Wielka Barca walczyła, dzięki faulowi na Alvesie mieli rzut wolny, do którego przymierzali się tradycyjnie Leo i Xavi. Messi pięknie, parabolą wpakował piłkę do siatki, nie do obrony dla bramkarza.
 Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:1 dla Barcelony. Kolejne dwa gole zdobyli Xavi i Pedro.

   Wszyscy stali w podziemnym parkingu, wyczekując na Davida, by pogratulować mu pięknej bramki. Niańka Nando ganiał za dziećmi, które specjalnie mu uciekały, Fabian z Benim o czymś rozmawiali, a Alita z Natalią i Olallą oglądały zdjęcia, które zrobiła pani fotograf. Po chwili pojawiła się mała grupka dzisiejszych zwycięzców, a mianowicie czterej piłkarze, w tym dwóch ze swoimi narzeczonymi.
   - Witamy naszych bohaterów. –  Alita uśmiechnęła się na widok Davida, Xaviego, Leo, Pedra, Antonelli i Caroliny.
   - Jacy znowu bohaterowie? – przeciągnął z uśmiechem Leo.
   - Jeżeli mówię, że bohaterowie to bohaterowie. – zaśmiała się.
 Villa spojrzał na przyjaciółkę. Jednak założyła trykot, który załatwił specjalnie dla niej. Przez cały mecz czuł obecność córek i niej. Wiedział, że mocno trzymają za niego kciuki. Widział też, że jej nowy znajomy ciągle na nią zerka. Co jeżeli to jest facet, z którym w końcu będzie szczęśliwa? Może się zakocha i założy rodzinę? Z jednej strony się cieszył, a z drugiej nie chciał by od nich odeszła. Ale jej szczęście było ważniejsze. Podszedł do niej i cicho szepną, tak by nikt nie słyszał.
   - Zabiorę dziewczynki do domu. Jeżeli chcesz, zostań z Benim. – puścił do niej oczko, a ta lekki skinęła głową. Wszyscy zaczęli się rozjeżdżać, David wymienił z Alitą kluczyki do samochodów i sam wyjechał z dziewczynkami za autem Torresa. Na parkingu zotała Alita, Natalia, Beni i Fabian.
 Młoda Torresówna ze swoim chłopakiem szybko się zmyli, z głupkowatą wymówką, zostawiając Alitę i Benito samych.
   - Może spacer? – zaproponował niepewnie chłopak.
   - Zgoda. Po samochód przyjadę jutro. – lekko się uśmiechnęła i wyszli z budynku.
 Spacerowali po ogarniętych mrokiem uliczkach Barcelony. Rozmawiali, śmiali się i wygłupiali wspólnie. Dobrze się ze sobą czuli. W końcu wylądowali w parku, tam usiedli na ławeczce niedaleko latarni, która dawała lekkie światło, dzięki któremu mogli się dobrze widzieć.
   - Pokochałaś kiedyś kogoś tak, że ciągle o nim myślisz, pomimo ciągle płynącego czasu? – zapytał nagle, całkowicie zmieniając temat rozmowy. Był całkowicie poważny, a wzrok wpatrzony w dal. Dziewczynę lekko zdziwiło to pytanie, które bądź co bądź określało jej osobę. Spojrzała na niego, a ten zaczął mówić: - W dzieciństwie miałem przyjaciółkę. Zawsze byliśmy nierozłączni. Gdy miałem już paręnaście lat stwierdziłem, że nie wyobrażam sobie swojego życia bez niej, że ją naprawdę kocham. Mówiliśmy sobie o wszystkim, ona mi który chłopak się jej podoba, czy który do niej startuje. Ja też jej mówiłem wszystko, prócz właśnie jednego, moich uczuciach do niej. Wszyscy zawsze mówili, rodzina, przyjaciele, że w przyszłości będziemy razem. Oczywiście się z tego śmialiśmy, ale gdzieś w głębi miałem nadzieję, że tak będzie. To było ciekawe, że urodziliśmy się w tym samym dniu, a ja byłem od niej starszy o jedyne pół godziny. Nasze mamy leżały nawet w jednej sali. Przed swoimi osiemnastymi urodzinami obiecałem sobie, że właśnie w ten dzień powiem jej co czuję. W końcu nadszedł. Spotkaliśmy się. Okazało się, że ona ma też mi coś do powiedzenia. Pozwoliłem jej pierwszy. – dalej patrzył w dal, a dziewczyna uważnie słuchała jego opowieści. – Powiedziała, że się zakochała, że poznała wspaniałego chłopaka, który się jej oświadczył i chce za niego wyjść za mąż. Udałem, że się bardzo cieszę, choć od środka czułem jak moje serce rozdziera się na kawałki. Później zapytała co ja chciałem jej powiedzieć, odpowiedziałem, że to już nie jest ważne. Poznałem później tego chłopaka. Był naprawdę porządny i wiedziałem, że ją uszczęśliwi. Później nasze drogi się rozeszły i jakimś cudem kontakt się urwał. Od tego momentu nie ma dnia ani chwili, w której bym o niej nie myślał. – skończył i spojrzał na nią. Ona wbiła wzrok w trawnik obok i przez chwilę się zamyśliła.
   - Gdy miałam szesnaście lat poznałam, praktycznie przez przypadek, pewnego chłopaka. Zaprzyjaźniłam się z nim, z jego przyjaciółmi, którzy stali się jakby moją drugą rodziną. Czułam, że ten chłopak znaczy dla mnie coś więcej niż nawet najlepszy przyjaciel, za których oficjalnie się uważaliśmy. Później poznał moją starszą siostrę. Do dziś pamiętam uczucie, które towarzyszyło mi przy rozmowach z jednym lub z drugim, jak to mówili mi jakie to drugie nie jest idealne. Praktycznie to dzięki mnie się zeszli. Do ich ślubu miałam wielką nadzieję, że to może jednak się zmieni, że może on zmieni swoje zdanie, że wybierze jej młodszą siostrę, mnie. Jednak, jak mówią, nadzieja matką głupich… - gorzko się zaśmiała. – Ożenili się, a ja nadal zostałam jego najlepszą przyjaciółką, siostrą… Później przyszedł czas na dzieci. Wtedy już w stu procentach akceptowałam ich związek, bo wiedziałam, że są szczęśliwi. Ciągle przy nich byłam, próbowałam jakoś godzić, gdy się kłócili czy służyłam dobrą radą. Praktycznie byłam cięgle przy nich obecna. W końcu zdarzyło się coś najmniej oczekiwanego. – przełknęła ciężko ślinę. – Ta starsza, szczęśliwsza, umarła.
   - A ty jesteś przy tym mężczyźnie, pomagasz mu i jesteś przy nim. – dopowiedział Beni, a Alita skinęła głową. – Masz choć tyle, bo ja nie wiem gdzie ona jest, co się z nią dzieje. – dodał i wtedy nastała taka niezręczna cisza. – Oboje należymy do klubu złamanych serc. – mrugnął oczkiem i lekko się uśmiechnął. – Chodź, odprowadzę cię. – objął ją ramieniem, pomagając wstać.

    Siedział na kanapie w ciemnym salonie. Coś nie dawało mu spać. To przez nieobecność Ality? To było dla niego dziwne i to bardzo. Oczywiście, zawsze się o nią martwił, ale teraz to jakby coś więcej. Myślał o niej i o tym, że poznała tego chłopaka. Nie dawało mu to spokoju. Sam dziwił się, że zaprząta sobie tym głowę, ale to było silniejsze od niego samego. Zdążył się przyzwyczaić do tego, że ona zawsze tu była, a w szczególności po śmierci Patrici. Co jeżeli ona będzie chciała założyć swoją rodzinę i wyprowadzi się od nich? Czy on da radę sam zająć się domem i na dodatek dobrze wychować dziewczynki, dodając do tego swoją karierę? Przecież to było wiadome, że wiecznie jej z nimi nie będzie. Teraz bardziej się tym przejmował niż wcześniej.
 W końcu usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku i po chwili ciche kroki wewnątrz. Wstał i bezszelestnie skierował się ku korytarzowi, gdzie również panowała ciemność. Oparł się o ścianę, obserwując zarys sylwetki szwagierki, zdejmującej swoje obuwie. Przycisnął na włącznik światła, a wtedy pojawiła się tam jasność. Dziewczyna podskoczyła, bo nie ukrywając przestraszyła się. Spojrzała na Davida jakby zobaczyła ducha.
   - Jeny, David, nie strasz. – powiedziała, uspakajając oddech. – Czemu jeszcze nie śpisz?
   - Nie mogłem zasnąć. Jak było? – zapytał spokojnie.
   - W porządku. Beni to miły chłopak. – lekko się uśmiechnęła. – Zostawiłam samochód na Camp Nou. Jutro go odbiorę. – dodała.
   - Nie ma problemu. – odpowiedział.
   - Ja pójdę się położyć, bo jestem padnięta i tobie też radzę. Na pewno jesteś zmęczony po takim meczu. – posłała mu delikatny uśmiech.
   - Masz rację. – oboje skierowali się w stronę schodów na piętro, jednak on przepuścił ją przodem. Stanęli przed drzwiami swoich sypialni. David zanim jednak wszedł do swojej, spojrzał w bok i z lekkim uśmiechem, powiedział: - Miłych snów, Ali.
   - Dobranoc David. – odpowiedziała i zniknęła za drzwiami.
 ____________________________________________
Na początku były krótkie rozdziały, a teraz się rozpisuje :D Lepiej mi to wygląda ; ) 
 Trzymamy dziś kciuki za Barcelonę ! Mecz z Realem Zaragoza o 20 ! 
I jeszcze jedno !
Bienvenido Al Mundo Kai Valdes Cardona ! <33
 No i jeszcze coś... Jakiś czas temu wzięłam udziw tworzeniu filmiku dla Carlesa Puyola. Wyszedł on tak: 

Pozdrawiam, Coppernicana ; ****