Siedziała na rogu
łóżka najmłodszej siostrzenicy, pomagając jej się ubrać. Gdy była gotowa,
usadziła ją obok siebie i zaczęła rozczesywać jej włosy, po czym związała je w
dwa równe kucyki. Wtedy do pokoju wbiegła Zaida, roześmiana i chwaląc się, tym
że sama zawiązała swoje buciki. Olaya była już gotowa. Zeskoczyła z łóżka i
stanęła obok swojej starszej siostry. Wyglądały bajecznie. Obie miały na sobie
śliczne bordowe spódniczki i klubowe trykoty z numerem na plecach, z którym gra
ich ojciec oraz ich imiona.
- No dobrze
dziewczynki, wy jesteście gotowe, a w co ja się ubiorę? Hmm? – zaśmiała się,
wstając.
- Pomożemy ci
wybrać! – zawołała Zaida, chwyciła młodszą siostrę za dłoń i pociągnęła za
sobą. Przystanęła w progu, odwracając się. – No ciociu, na co czekasz? Chodź! –
zarządziła. Alita zaśmiała się i ruszyła za dziewczynkami, które zmierzyła do
jej sypialni. Starsza otworzyła jej szafę i przyjęła zamyśloną pozę, co
strasznie zabawnie wyglądało. Alita podeszła i wyjęła swoje ciemne jeansy.
- Może być? –
zaśmiała się ich ciotka, a obie skinęły głową. – Tylko teraz coś na górę. –
zamyśliła się.
- Ja wiem! –
krzyknęła Olaya i puściła się pędem na korytarz. Słychać było, że wpadła do
któregoś z pokoi i po chwili wróciła z taką samą koszulką jak miały siostry.
Panna Gonzalez wzięła ją od dziewczynki i podniosła do góry, rozkładając ją.
Duży, żółty numerek 7, a powyżej niego jej imię.
- Tata gdy
wychodził chciał ci ją dać, ale byłaś wtedy w łazience ciociu. – wytłumaczyła
Zaida.
- W takim razie
będę musiała podziękować waszemu tacie za nią. – puściła do nich oczko.
Zaparkowała samochód
na podziemnym parkingu, obok znajomego samochodu przyjaciela, który z rodziną
czekał na nią. Kobieta wysiadła z samochodu i z uśmiechem przywitała się z
Fernando, jego żoną i dzieciakami. Wtedy zabrała się za wypakowywanie Olayi z
jej fotelika, bo Zaidą zajął się Torres. Dziewczynki od razu pognały przywitać
się z Leo i Norą, którzy tylko czekali na przybycie małych panienek Villa.
- Alita, jaką ty
masz ładną koszulkę. – uśmiechnęła się Olalla, gdy Nando poszedł już z dziećmi
w stronę wejścia na trybuny, a ta została z brunetką jeszcze na parkingu.
- Dostałam od
Davida. – odpowiedziała, wyjmując swoją torbę z samochodu po czym zamknęła go.
– Gdzie zgubiliście resztę? – zapytała, idąc po woli i wyjmując swoją
lustrzankę z torby.
- Natalia, Fabian i
Benito są już na trybunach, a dzieci uparły się by zaczekać obok samochodu na
Oly i Zaidę. – odpowiedziała.
Kobiety dogoniły
piłkarza Chelsea, który sam dzielnie próbował okiełznać czwórkę małych
potworków. Znaleźli swój sektor i dołączyli do będących już tam trójki. Alita
usiadła obok Beniego, biorąc na kolana młodszą siostrzenicę.
- Cześć. –
uśmiechnęła się do chłopaka.
- Witaj, to chyba
nasze pierwsze spotkanie, gdzie na siebie nie wpadamy. – uśmiechnął się.
- Racja. Beni,
poznaj moje dwie kochane siostrzenice, to jest Olaya, a to Zaida, wskazała na
dziewczynkę siedzącą na krzesełku obok.
- Cześć dziewczynki,
ja jestem Beni. – uśmiechnął się szeroko i podał obu dłoń, a ten z uśmiechem
ścisnęły ją swoimi maleńkimi piąstkami.
- O! Widzę wujka
Xaviego! – zawołała Zaida, bo właśnie na boisko zaczęli wchodzić piłkarze obu
drużyn, FC Barcelony i Realu Sociedad. –
Jest i tata! – prawie zapiszczała.
Dziewczyna ciągle
robiła zdjęcia, jak nie zawodnikom biegającym po murawie, to dzieciom, które
bawiły się razem na ich trybunie. Przez pierwsze 40 minut żadna z drużyn nie
zdołała zdobyć gola, pomimo ładnych akcji.
- Wujku, dlaczego
tata jeszcze nie strzelił gola? – Zaida stanęła przed Fernandem i zrobiła
smutną minkę, na co wszyscy się uśmiechnęliśmy. Wtedy na boisku zaczęła się
akcja Alba odebrał piłkę przeciwnikowi, podał do Iniesty, a ten do Xaviego, który
znalazł wolne pole i kopnął do Messiego. Biegł już do bramki, kiedy przed nim,
jakby znikąd pojawił się obrońca, szybko się rozejrzał i kopnął przed bramkę, a
wtedy znalazł się tam Guaje, który skończył akcję pięknym golem w 45 minucie
spotkania. Wszyscy szaleli ze szczęścia.
- Zaida! Ty
wykrakałaś tego gola! – zawołał Beni, a my się roześmialiśmy. Widać było, że po
tych słowach dziewczynka była raczej z siebie zadowolona.
Przerwa minęła
szybko, a po niej gol wyrównujący dla gości. Ale Wielka Barca walczyła, dzięki
faulowi na Alvesie mieli rzut wolny, do którego przymierzali się tradycyjnie
Leo i Xavi. Messi pięknie, parabolą wpakował piłkę do siatki, nie do obrony dla
bramkarza.
Ostatecznie mecz
zakończył się wynikiem 4:1 dla Barcelony. Kolejne dwa gole zdobyli Xavi i
Pedro.
Wszyscy stali w
podziemnym parkingu, wyczekując na Davida, by pogratulować mu pięknej bramki.
Niańka Nando ganiał za dziećmi, które specjalnie mu uciekały, Fabian z Benim o
czymś rozmawiali, a Alita z Natalią i Olallą oglądały zdjęcia, które zrobiła
pani fotograf. Po chwili pojawiła się mała grupka dzisiejszych zwycięzców, a
mianowicie czterej piłkarze, w tym dwóch ze swoimi narzeczonymi.
- Witamy naszych
bohaterów. – Alita uśmiechnęła się na
widok Davida, Xaviego, Leo, Pedra, Antonelli i Caroliny.
- Jacy znowu
bohaterowie? – przeciągnął z uśmiechem Leo.
- Jeżeli mówię, że
bohaterowie to bohaterowie. – zaśmiała się.
Villa spojrzał na
przyjaciółkę. Jednak założyła trykot, który załatwił specjalnie dla niej. Przez
cały mecz czuł obecność córek i niej. Wiedział, że mocno trzymają za niego
kciuki. Widział też, że jej nowy znajomy ciągle na nią zerka. Co jeżeli to jest
facet, z którym w końcu będzie szczęśliwa? Może się zakocha i założy rodzinę? Z
jednej strony się cieszył, a z drugiej nie chciał by od nich odeszła. Ale jej
szczęście było ważniejsze. Podszedł do niej i cicho szepną, tak by nikt nie słyszał.
- Zabiorę dziewczynki
do domu. Jeżeli chcesz, zostań z Benim. – puścił do niej oczko, a ta lekki
skinęła głową. Wszyscy zaczęli się rozjeżdżać, David wymienił z Alitą kluczyki
do samochodów i sam wyjechał z dziewczynkami za autem Torresa. Na parkingu
zotała Alita, Natalia, Beni i Fabian.
Młoda Torresówna ze
swoim chłopakiem szybko się zmyli, z głupkowatą wymówką, zostawiając Alitę i
Benito samych.
- Może spacer? –
zaproponował niepewnie chłopak.
- Zgoda. Po
samochód przyjadę jutro. – lekko się uśmiechnęła i wyszli z budynku.
Spacerowali po
ogarniętych mrokiem uliczkach Barcelony. Rozmawiali, śmiali się i wygłupiali
wspólnie. Dobrze się ze sobą czuli. W końcu wylądowali w parku, tam usiedli na
ławeczce niedaleko latarni, która dawała lekkie światło, dzięki któremu mogli
się dobrze widzieć.
- Pokochałaś kiedyś
kogoś tak, że ciągle o nim myślisz, pomimo ciągle płynącego czasu? – zapytał
nagle, całkowicie zmieniając temat rozmowy. Był całkowicie poważny, a wzrok
wpatrzony w dal. Dziewczynę lekko zdziwiło to pytanie, które bądź co bądź
określało jej osobę. Spojrzała na niego, a ten zaczął mówić: - W dzieciństwie
miałem przyjaciółkę. Zawsze byliśmy nierozłączni. Gdy miałem już paręnaście lat
stwierdziłem, że nie wyobrażam sobie swojego życia bez niej, że ją naprawdę
kocham. Mówiliśmy sobie o wszystkim, ona mi który chłopak się jej podoba, czy
który do niej startuje. Ja też jej mówiłem wszystko, prócz właśnie jednego,
moich uczuciach do niej. Wszyscy zawsze mówili, rodzina, przyjaciele, że w
przyszłości będziemy razem. Oczywiście się z tego śmialiśmy, ale gdzieś w głębi
miałem nadzieję, że tak będzie. To było ciekawe, że urodziliśmy się w tym samym
dniu, a ja byłem od niej starszy o jedyne pół godziny. Nasze mamy leżały nawet
w jednej sali. Przed swoimi osiemnastymi urodzinami obiecałem sobie, że właśnie
w ten dzień powiem jej co czuję. W końcu nadszedł. Spotkaliśmy się. Okazało
się, że ona ma też mi coś do powiedzenia. Pozwoliłem jej pierwszy. – dalej
patrzył w dal, a dziewczyna uważnie słuchała jego opowieści. – Powiedziała, że
się zakochała, że poznała wspaniałego chłopaka, który się jej oświadczył i chce
za niego wyjść za mąż. Udałem, że się bardzo cieszę, choć od środka czułem jak
moje serce rozdziera się na kawałki. Później zapytała co ja chciałem jej powiedzieć,
odpowiedziałem, że to już nie jest ważne. Poznałem później tego chłopaka. Był
naprawdę porządny i wiedziałem, że ją uszczęśliwi. Później nasze drogi się
rozeszły i jakimś cudem kontakt się urwał. Od tego momentu nie ma dnia ani
chwili, w której bym o niej nie myślał. – skończył i spojrzał na nią. Ona wbiła
wzrok w trawnik obok i przez chwilę się zamyśliła.
- Gdy miałam
szesnaście lat poznałam, praktycznie przez przypadek, pewnego chłopaka.
Zaprzyjaźniłam się z nim, z jego przyjaciółmi, którzy stali się jakby moją
drugą rodziną. Czułam, że ten chłopak znaczy dla mnie coś więcej niż nawet
najlepszy przyjaciel, za których oficjalnie się uważaliśmy. Później poznał moją
starszą siostrę. Do dziś pamiętam uczucie, które towarzyszyło mi przy rozmowach
z jednym lub z drugim, jak to mówili mi jakie to drugie nie jest idealne.
Praktycznie to dzięki mnie się zeszli. Do ich ślubu miałam wielką nadzieję, że
to może jednak się zmieni, że może on zmieni swoje zdanie, że wybierze jej
młodszą siostrę, mnie. Jednak, jak mówią, nadzieja matką głupich… - gorzko się
zaśmiała. – Ożenili się, a ja nadal zostałam jego najlepszą przyjaciółką,
siostrą… Później przyszedł czas na dzieci. Wtedy już w stu procentach
akceptowałam ich związek, bo wiedziałam, że są szczęśliwi. Ciągle przy nich
byłam, próbowałam jakoś godzić, gdy się kłócili czy służyłam dobrą radą.
Praktycznie byłam cięgle przy nich obecna. W końcu zdarzyło się coś najmniej
oczekiwanego. – przełknęła ciężko ślinę. – Ta starsza, szczęśliwsza, umarła.
- A ty jesteś przy
tym mężczyźnie, pomagasz mu i jesteś przy nim. – dopowiedział Beni, a Alita
skinęła głową. – Masz choć tyle, bo ja nie wiem gdzie ona jest, co się z nią
dzieje. – dodał i wtedy nastała taka niezręczna cisza. – Oboje należymy do
klubu złamanych serc. – mrugnął oczkiem i lekko się uśmiechnął. – Chodź,
odprowadzę cię. – objął ją ramieniem, pomagając wstać.
Siedział na
kanapie w ciemnym salonie. Coś nie dawało mu spać. To przez nieobecność Ality?
To było dla niego dziwne i to bardzo. Oczywiście, zawsze się o nią martwił, ale
teraz to jakby coś więcej. Myślał o niej i o tym, że poznała tego chłopaka. Nie
dawało mu to spokoju. Sam dziwił się, że zaprząta sobie tym głowę, ale to było
silniejsze od niego samego. Zdążył się przyzwyczaić do tego, że ona zawsze tu
była, a w szczególności po śmierci Patrici. Co jeżeli ona będzie chciała
założyć swoją rodzinę i wyprowadzi się od nich? Czy on da radę sam zająć się
domem i na dodatek dobrze wychować dziewczynki, dodając do tego swoją karierę?
Przecież to było wiadome, że wiecznie jej z nimi nie będzie. Teraz bardziej się
tym przejmował niż wcześniej.
W końcu usłyszał
dźwięk przekręcanego klucza w zamku i po chwili ciche kroki wewnątrz. Wstał i
bezszelestnie skierował się ku korytarzowi, gdzie również panowała ciemność.
Oparł się o ścianę, obserwując zarys sylwetki szwagierki, zdejmującej swoje
obuwie. Przycisnął na włącznik światła, a wtedy pojawiła się tam jasność.
Dziewczyna podskoczyła, bo nie ukrywając przestraszyła się. Spojrzała na Davida
jakby zobaczyła ducha.
- Jeny, David, nie
strasz. – powiedziała, uspakajając oddech. – Czemu jeszcze nie śpisz?
- Nie mogłem
zasnąć. Jak było? – zapytał spokojnie.
- W porządku. Beni
to miły chłopak. – lekko się uśmiechnęła. – Zostawiłam samochód na Camp Nou.
Jutro go odbiorę. – dodała.
- Nie ma problemu.
– odpowiedział.
- Ja pójdę się
położyć, bo jestem padnięta i tobie też radzę. Na pewno jesteś zmęczony po
takim meczu. – posłała mu delikatny uśmiech.
- Masz rację. –
oboje skierowali się w stronę schodów na piętro, jednak on przepuścił ją
przodem. Stanęli przed drzwiami swoich sypialni. David zanim jednak wszedł do
swojej, spojrzał w bok i z lekkim uśmiechem, powiedział: - Miłych snów, Ali.
- Dobranoc David. –
odpowiedziała i zniknęła za drzwiami.
____________________________________________
Na początku były krótkie rozdziały, a teraz się rozpisuje :D Lepiej mi to wygląda ; )
Trzymamy dziś kciuki za Barcelonę ! Mecz z Realem Zaragoza o 20 !
I jeszcze jedno !
Bienvenido Al Mundo Kai Valdes Cardona ! <33
Bienvenido Al Mundo Kai Valdes Cardona ! <33
No i jeszcze coś... Jakiś czas temu wzięłam udział w tworzeniu filmiku dla Carlesa Puyola. Wyszedł on tak:
Pozdrawiam, Coppernicana ; ****