Chodziła pomiędzy sklepowymi półkami, w wypełnionym
koszykiem w dłoni, zapatrzona na różne produkty. Poczuła, że z kimś się
zderzyła, przy czym kilka rzeczy wypadło jej z koszyka.
- Uważaj. –
powiedziała i spojrzała na winowajcę zdarzenia.
- Przepraszam cię
najmocniej! – odpowiedział szybko chłopak, podnosząc z ziemi produkty, które
upadły Alicie. Chłopak był niewysoki i dobrze zbudowany. Miał brązowe oczy i
bujne, maleńkie, krótkie loczki koloru jasnobrązowego, a nawet można by rzecz,
że wpadającego lekko w rudawy odcień.
- Nie, ja też
przepraszam. Zagapiłam się. – lekko się uśmiechnęła.
- Ja tak samo, a
tak właściwie to jestem Benito, dla przyjaciół po prostu Beni. – posłał jej
uśmiech i wyciągnął dłoń w stronę brunetki.
- Alita. –
przedstawiła się i uścisnęła jego dłoń.
- Beni, gdzie ty
się szlajasz?! Szukałem… O, Ali. Cześć. – nagle, jakby znikąd pojawił się jej
znajomy.
- Witaj Fabian. –
uśmiechnęła się.
- Widzę, że
zdążyliście się już jakoś poznać. To mój przyjaciel jeszcze z czasów szkolnych.
– wskazał na chłopaka. – To przyjaciółka mojej… - zaciął się. – Przyjaciółka
Natalii. – umiejętnie wybrnął z sytuacji.
- Alita, a może
poszłabyś z nami wieczorem do klubu. – zaproponował Benito.
- Wiesz… Dzięki za zaproszenie,
ale nie skorzystam. – uniosła lekko kąciki swoich ust w górę. Po minie Fabiana,
Beni wywnioskował, że jego zaproszenie nie było stosowne, ale dlaczego? –
Wiecie co, troszkę się śpieszę. Naprawdę miło było was spotkać. Do zobaczenia.
– rzuciła z delikatnym uśmiechem i nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę
kas.
Piątkowe
przedpołudnie, a w supermarkecie klientów, jakby miał być koniec świata. Na
dwadzieścia kas, tylko pięć obsługiwanych, a przy nich kolosalne kolejki. Brunetka
stanęła na końcu tej, która wydawała się jej najkrótsza. Westchnęła, widząc, że
przed nią stoi jeszcze osiem osób. No cóż, zaczeka.
Wcześniej gdy tylko
dostawała propozycję jakiegoś wypadu do klubu czy na jakąkolwiek imprezę, szła
bez zastanowienia, przy czym dobrze się bawiła, a teraz… Teraz straciła siostrę
i jak ma się dobrze bawić? Nie potrafiłaby. Na pewno jeszcze nie teraz.
- Przepraszam,
mogłaby pani już podejść? – z jej transu wyrwał ją głos kobiety, która stała za
nią.
- Tak, tak.
Przepraszam. – odpowiedziała. Podeszła dwa kroki i zaczęła wyjmować zakupy na
czarną taśmę.
Kilka minut później
wychodziła z budynku z pełnymi siatkami. Podeszła do, stojącego na parkingu
ciemnoszarego BMW, jeden z kolekcji samochodów Villi. Zawsze mogła liczyć ma pożyczenie
od niego któregoś z jego aut, ponieważ nie dorobiła się swojego, a szwagier
zawsze zgadzał się bez problemów, bo w końcu kilkoma na razie nie będzie
jeździł. Teraz gdy zamieszkała z nimi, może korzystać z pojazdów do woli.
Zapakowała siatki do
bagażnika i wsiadła za kierownicę. Zamówiła już tort dla Olayi, zrobiła zakupy
i kolejnym miejscem na jej liście było już tylko studio, gdzie na co dzień
pracowała. Musi porozmawiać z Elizabeth, swoją szefową. Chciała prosić o lekką
zmianę w jej obowiązkach i grafiku. Odpaliła silnik i ruszyła spod
supermarketu.
Rozmowa przebiegła
bardzo korzystnie dla panienki Gonzalez. Jej szefowa znała sytuacje Ality i
wiedziała, że kocha swoje siostrzenice jak własne córki i chce się nimi zająć.
Wspólnie z Elizabeth uzgodniły, że dziewczyna zamiast wysiadywać w biurze i
robić zdjęcia w szkołach, czy klientom do dokumentów, będzie dostawać swoje
zlecenia. Jej praca stanie się luźniejsza i dla niej wygodniejsza. Poszczęściło
się jej. Gdy była w studiu, jego próg przekroczył znany jej asystent prezesa
miejscowego klubu piłkarskiego. Zarząd Barcelony chce zamówić mini album ze
zdjęciami zespołu i stadionu. Właścicielka bez zastanowienia przekazała tą
robotę Alicie. Nie wahała się, bo znała zamiłowanie dziewczyny do futbolu,
klubu i jego zawodników. Zadowolona dwudziestosześciolatka opuściła studio
fotograficzne i skierowała się do posiadłości piłkarza Blaugarny.
Weszła do pustego
domu i od razu rozpakowała zakupy. Od dawna nie panowała tu taka cisza. Dziś na
CampNou chłopaki mieli otwarty trening, więc David by odciążyć trochę swoją
szwagierkę, zabrał córki ze sobą. Tam dziewczynkami mieli się zająć Reina i
Torres, siedzący na trybunach.
I tak nie miała co
robić, więc postanowiła, że postanowiła skorzystać z pierwszej okazji by zacząć
swoją pracę. Zabrała torbę ze sprzętem i znów znalazła się w pojeździe.
Nie miała problemu z
zaparkowaniem samochodu w podziemiach. Po pierwsze, znali ją, po drugie znali
samochód, po trzecie już dawno dostała przepustkę, którą załatwili jej
przyjaciele – Xavi i David. Od razu pomaszerowała na trybuny, gdzie w jednym z
sektorów wypatrzyła Olallę i Natalię, a obok nich trzy dziewczynki i chłopczyk.
- Cześć, gdzie
zgubiłyście Jose i Fernanda? – zapytała, witając się z dziewczynami całusami w
policzek. Usiadła, a czwórka dzieciaków musiała od razu oblec ciocię Alitę.
- Wyobraź sobie, że
wszyscy koledzy z reprezentacji uparli się żeby zaprosić do wspólnego treningu
Reine i mojego brata, a Tito się zgodził. – odpowiedziała Nati i wskazała na
murawę. Brunetka powędrowała wzrokiem we wskazanym kierunku. Pepe z Torresem
faktycznie trenowali z zawodnikami Dumy Katalonii, a nawet dostali klubowe
dresy. Trenowali? Może to nawet za dużo powiedziane… Wygłupiali się - może to
lepsze określenie. Ciągle sobie dokuczali, ale to był luźny trening, więc
trener wyjątkowo na to pozwalał. Za to współczuła im jutrzejszego treningu…
Jeżeli dziś się obijają, to jutro dostaną wycisk. Widok ich roześmianych twarzy
wywoływał u Ality uśmiech, a najbardziej cieszył ją fakt, że widzi śmiejącego
się Davida. Robił to chyba pierwszy raz od kilku dni, nie wymuszenie.
____________________________
Dziś nie piątek, a jest rozdział. Dlaczego?
A więc już tłumaczę. Mój komputer został zawirusowany na amen, więc przez jakiś czas mnie nie będzie. Teraz dodaję, dzięki uprzejmości brata... Choć tyle. Tak więc czekamy na powrót mojego laptopa do świata żywych.
Wasza Coppernicana ;**