Epilog
Siedziała na
trybunach Mini Estadi Barcelona z pięcioletnim synem na kolanach, a obok niej
siedziała trzynastolatka. Cała trójka kibicowała ojcu i siostrze. Młodziutka
damska kadra Blaugrany walczyła właśnie o puchar Hiszpanii z madrycką drużyną.
Osiemdziesiąta
dziewiąta minuta wynik wskazywał na remis 1 – 1.
Widziała, jak
piłka przy nogach jej koleżanek turla się po murawie i przesuwają się pod pole karne gości. Mała
zmyłka obrońców, przerzutka i w dobrym momencie wybiegła do przodu. Główką
wpakowała piłkę do bramki. Gwizdek – koniec meczu. Dziewczyny zaczęły piszczeć
z radości i biec za tą, która sprawiła, że wygrały. Podniosła dwa palce
wskazujące i wzniosła je ku górze, patrząc w tym kierunku. To właśnie tego dnia
mijała dziesiąta rocznica śmierci jej matki. Ten gol był dla niej, niegdyś
również znakomitej piłkarki.
Przy linii końcowej boiska Zaida wpadła w objęcia trenera,
swojego ojca, który od dawna przygotowywał ją i resztę drużyny do tego meczu.
Kilka minut, jako
kapitan drużyny, odbierała puchar od prezydenta. Nie wzniosła go sama. Weszła w
tłum reszty dziewczyn i zawołała swojego ojca. Chciała wznieść trofeum razem z
nim.
W końcu bliscy mogli
wejść na murawę boiska. Alita mocno uścisnęła Zaidę i późnej swojego męża.
Pogratulowała im zwycięstwa. Zostawiła ojca z córkami samych i podążyła za
małym Lucą, który pobiegł za piłką. Chłopiec kucał i bawił się leżącą na
murawie futbolówką. Przykucnęła przy nim i pogładziła po kruczoczarnych włoskach
na głowie.
- Tworzycie wszyscy
cudowną rodzinę. – usłyszała znajomy głos i podniosła wzrok. Tuż obok niej
kucała jej siostra i wpatrywała się w małego Villę. – Macie wspaniałego synka.
David zawsze go pragnął. – uśmiechnęła się.
- Patricia… -
wyszeptała i wtedy tamta spojrzała za nią. Alita zrobiła to samo. Patrzyła na
Guaje, który obejmując ramionami obie córki, po woli przechodzili się po murawie
boiska.
- Mówiłam, że
powinniście być razem. Miałam rację, że będziecie ze sobą szczęśliwi. I chciałam
podziękować, za to że wychowaliście Zaidę i Olayę na cudowne dziewczyny, prawie
już kobiety. – mówiła spokojnie. Alita znów spojrzała na Davida i dziewczyny,
ale wtedy już nie było przy niej siostry. Rozejrzała się i zaśmiała sama do
siebie.
- Chodź kochanie. –
wyciągnęła dłoń do syna, który ją chwycił. Podeszli do reszty ich rodziny. Dziewczyny
zabrały ze sobą swojego młodszego brata i pobiegły do innych. Guaje objął
ramieniem Alitę. Spojrzała za siebie i zobaczyła, stojącą na trybunach
Patricię, uśmiechniętą i pokazującą jej kciuk skierowany ku górze. Uśmiechnęła
się i mocniej przytuliła do Davida.
- Wiesz co, ja
czuję, że Pati jest tu z nami. – uśmiechnęła się.
- Jest i czuwa nad
nami wszystkimi. – odparł i pocałował ją w czubek głowy.
_____________________________________
To już koniec tej historii. Jestem z siebie dumna, bo to pierwsze opowiadanie, które udało mi się zakończyć. Naprawdę go polubiłam i szkoda mi się z nim rozstawać! No, ale cóż, wszystko ma swój koniec, prawda?
Dobrze wiecie, że nie odchodzę wraz z zakończeniem tego opowiadania. Dobrze też wiecie gdzie mnie szukać.
Mogę Wam zagwarantować, że za niedługo pojawią się inne opowiadania. Mam głowę pełną pomysłów :)
Pozdrawiam i mocno całuję, Wasza Coppernicana :)